Robert M. Wegner – Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Północ-Południe

Minął już ponad miesiąc od ostatniej oceny, więc czas na kolejną. Saga Meekhańskiego Pogranicza to pozycja z której słynie Robert M. Wegner. Słyszałem o niej wiele dobrego, wygrała też mini głosowanie na Mirko na kolejną pozycję którą przeczytam, więc oto i są: Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Północ-Południe.

Problemu nastręcza samo określenie czy jest to zbiór opowiadań, powieść (jednak z dość rozgraniczonymi rozdziałami) czy może coś pomiędzy. Książka podzielona jest na dwie części, wyraźnie różniące się scenerią i klimatem, tytułowe, górska i bardziej „bitewna” północ i pustynno-arabskie południe, w każdej z części poznajemy pewną osobną historię, która rozgrywa i ewoluuje na przestrzeni rozdziałów/opowiadań. Tak samo ewoluuje nasza wiedza o świecie, która jest dawkowana wraz z rozwojem fabuły.

Jednak ważniejsza jest treść a nie to, czy przekazana jest w formie opowiadań czy powieści. Tutaj też ujawnia się drugi, poważniejszy, problem, na jaki natrafiłem podczas lektury. Historia, mimo że osadzona w ciekawym i oryginalnym świecie, jest wyraźnie i w irytującym stopniu przesadzona. Wydarzenia miejscami ociekają patosem, zbiegi okoliczności występują zdecydowanie za często a akcja potrafi być sztampowa.

Mimo tych wad lektura potrafi być zajmująca, zainteresować wykreowanym światem, historia ma swoje momenty. Jednak to, w moim odczuciu, nie rekompensuje w pełni jej wad. Dopiero w ostatniej części, rozdziale/opowiadaniu, akcja rozwija się na dobre i daje interesujące wyjście do kontynuacji, którą pewnie przeczytam, jednak już z bardzo obniżonymi oczekiwaniami. Autor potrafi stwarzać klimatyczne historie, co pokazał w opowiadaniach które czytałem przed tą pozycją, jednak ona sama mnie rozczarowała.

6.1/Poe

+Lepsze, interesujące, fragmenty
+Ciekawie wykreowany świat
+Dwie, wyraźnie się od siebie różniące, części

-Przesadzone i przez to niewiarygodne rozwiązania fabularne
– Dłużyzny i wypełniacze
-Nierówna

Robert J. Szmidt – Szczury Wrocławia. Chaos – Ocena z punktu widzenia bohatera

Szczury Wrocławia to dla mnie książka dość wyjątkowa. To jeden z powodów dlaczego ta ocena powstawała tak długo.

PRL, lata 60., epidemia zombie, ZOMO, horror gore i dwieście dwadzieścia dwie osoby wylosowane na portalu społecznościowym. Co to ma wszystko ze sobą wspólnego? Robert J. Szmidt pokazał, że więcej niż moglibyśmy się spodziewać.
Czytaj dalej

Terry Pratchett, Jack Cohen, Ian Stewart – Nauka Świata Dysku I

Dawno mnie tu nie było. Jestem teraz w trakcie lektury dość szczególniej dla mnie książki, Szczurów Wrocławia, jednak zanim jej ocena, będziecie mogli przeczytać o czymś z całkiem inne beczki. Nauka Świata Dysku 1, którą napisali Terry Pratchett, Jack Cohen, Ian Stewart, też jest książką bez precedensu na moim blogu. Dlaczego? Zapraszam do tekstu, żeby się przekonać.

Czytaj dalej

Jacek Dukaj – Starość Aksolotla

Nowa książka Jacka Dukaja, Starość Aksolotla, wywołała dużo szumu przed premierą. Duże nakłady na promocję,świetny filmik promujący, reklamowanie książki jako książka+, a właściwie ebook+, bo tylko jako ebook się ukazała. Do tego cena 10zł, co nawet jak na ebookową premierą nie jest wysoką kwotą. Czy więc książka spełniła pokładane w niej nadzieje?

Czytaj dalej

Coś na progu #10; KONKURS

Dawno nie oceniałem żadnego magazynu. Dziś to zmienimy i przyjrzymy się dość szczególnemu periodykowi. Coś na progu, bo to o nim mowa, ukazał się ostatnio po raz dziesiąty, a pierwszy raz również w formatach elektronicznych i to za darmo (można pobrać z tej strony: http://cosnaprogu.blogspot.com/p/pobierz-za-darmo.html ). Obecnie dostępny jest tylko w tej formie, ale wydanie papierowe możecie wygrać w konkursie, który organizuję dzięki uprzejmości wydawnictwa Twoje Historie. Więcej informacji na dole postu. Czytaj dalej

Brandon Sanderson – Droga Królów, czyli moje zmagania z molochem.

Droga Królów, ogromna ilość stron, tyleż samo w kontynuacji, 3 kolejne części w drodze. Jednym słowem książka, historia, monstrualna, tak samo jak ilość czasu potrzebna na jej przeczytanie. Zajęło mi to około dwa miesiące, ale w końcu skończyłem i mogę podzielić się z wami moją opinią na jej temat. Opinią, która zapewne nie będzie oryginalna i, podobnie jak w przypadku Marsjanina, będę musiał powtórzyć wiele rzeczy, które już o niej napisano. Czytaj dalej

Mark Hodder – Dziwna sprawa Skaczącego Jacka

Steampunk jest ciekawym, bogatym nurtem w kulturze. Przekonałem się o tym, jednak, dopiero teraz, po lekturze Dziwnej sprawy Skaczącego Jacka, pierwszej części trylogii stworzonej przez Marka Hoddera. Odnoszę wrażenie, że jest ta powieść zawiera większość, wszystkie?, standardowe elementy, dla tego gatunku. Czytaj dalej

Andy Weir – Marsjanin

Wracam po dłuższej, ale nie niezwykłej dla mnie, przerwie. Powodem tej przerwy jest oczekiwanie na wersję .mobi magazynu Coś na progu. Jednak, jako że była przekładana już kilkukrotnie i ciągle nie widać jej na horyzoncie, w końcu zabrałem się za dłuższe książki. Dziś więc opowiem wam o Marsjaninie.
O tej książce zostało napisane już chyba wszystko, szczególnie na mikroblogu. Nie będę silił się na oryginalność i w dużej mierze będę zmuszony powtórzyć, to o czym być może już słyszeliście.
Opowieść traktuje o Marku, astronaucie, który wraz z pobratymcami został wysłany na Marsa. Coś poszło źle i cała załoga się ewakuuje. Niestety, doszło do wypadku i wszyscy sądzą, że Mark nie żyje, przez co zostawiają go na czerwonej planecie. Astronauta, jednak przeżył i budzi się, kompletnie sam. Od tego momentu rozpoczyna się jego walka o przetrwanie. Czytając wcześniej taki zarys fabuły sądziłem, że będzie to survival ekstremalny, samotny człowiek na obcej planecie, bez wody, jedzenia, z kończącym się powietrzem. Gdyby tak było, to książka zapewne, liczyłaby stukrotnie mniej stron. Na szczęście dla nas, i Marka oczywiście, sytuacja wygląda trochę lepiej. Dysponuje on Habem, czyli namiotem-bazą, pewną ilością jedzenia, wody, powietrza, do tego ma do dyspozycji dwa łaziki. Jego szanse na przeżycie rosną, jednak dalej nie jest to rzecz łatwa.
Cała historia opowiedziana jest w formie dziennika Marka, przeplatanego gdzieniegdzie wstawkami np. z Ziemi. Dziennik ten napisany jest bardzo lekko i przepełniony jest.. humorem. Tak, jego autor każdego dnia stacza walkę o przeżycie, a jednak dalej tryska humorem i to do tego stopnia, że kilka razy zaśmiałem się na głos, co nie zdarza mi się często. Kolejną pozytywną cechą tego stylu jest immersja i zaciekawienie wydarzeniami. Nie przypominam sobie, żeby w tamtym roku jakakolwiek książka mnie tak wciągnęła. Obserwujemy jak protagonista radzi sobie z kolejnymi problemami, próbuje przeżyć, obmyśla kolejne plany i je testuje, cały czas trzymając za niego kciuki i autentycznie się przejmując. W kluczowych momentach instynktownie zwiększałem tempo czytania, tak samo, jak moje serce tempo swojego bicia, do tego raz nawet spociły mi się ręce. To świadczy o wielkim zaangażowaniu z mojej strony i nie wiem czy zdarzyło mi się coś aż takiego wcześniej. Przypomniało mi to też za co kocham książki.
Muszę też wspomnieć o aspektach technicznych. Mark wykorzystuje w swojej walce o przetrwanie potęgi chemii, biologii, fizyki itp. Wszystko stara się prosto wytłumaczyć czytelnikowi, niestety moja wiedza w większości tych tematów jest zerowa, jestem jak tabula rasa, więc nawet tak łopatologiczne wytłumaczenia nie zawsze do mnie trafiały. Zdaję sobie jednak sprawę, że dla kogoś zaznajomionego z tematem wytłumaczenia te mogą być zbyt uproszczone.

Teraz nowość, którą mam nadzieję zachować, i która w przyszłości może całkowicie zastąpi ocenę numeryczną, a więc plusy i minusy.
+Prawie całkowita immersja ze światem
+Bardzo łatwo dający się polubić główny bohater
+Duża dawka humoru
+ Emocjonująca
– Wytłumaczenia techniczne, dla jednych zbyt proste, dla innych (np. mnie) zbyt niejasne
9.1/Poe

Jacek Dukaj – Córka Łupieżcy

Po długiej przerwie wracam z nowymi ocenami. Dziś Córka Łupieżcy pióra Jacka Dukaja, a niedługo przyjrzymy się dwóm magazynom, które pierwszy raz wychodzą w formie elektronicznej, czyli Nowej Fantastyce i Coś na progu. Pierwszy periodyk już kończę czytać, na Coś w formacie .mobi przyjdzie nam jeszcze niestety poczekać.

Dukaj lubi skrajności, wydawać się może, że tworzy tylko albo opasłe tomiska jak Lód, albo króciutkie powieści, jak ta którą zajmiemy się dzisiaj. 155 stron w pliku .mobi i 138 na papierze, to naprawdę niezbyt wiele. Czy opowieść przez to traci? Moim zdaniem nie, wręcz przeciwnie, ale o tym za chwilę.
Głównym bohaterem opowieści jest świat przedstawiony, a szczególnie Miasto. Niby śledzimy losy oczami protagonistki, Zuzanny, ale jest ona raczej bezbarwna, a zmiana jaka miała się w niej dokonać w trakcie historii niedostrzegalna. Kiedy już udawało jej się wzbudzić we mnie jakiekolwiek emocje, była to jedynie frustracja. To największa wada, jaką muszę wytknąć powieści. Taka sytuacja ma, jednak również swoje plusy. Dzięki temu, że bohaterka jest prawie przezroczysta, nic nie zakłóca widoku i odbioru prawdziwego bohatera, o którym już wspomniałem, czyli Miasta, ale po kolei.
Kiedy Zuzanna kończy 18 lat zostaje wplątana w przygodę przez swojego, dawno zaginionego, ojca. Poznajemy świat niedalekiej, jednak bardzo różnej od naszej, przyszłości. Na jej drodze staje też miasto, i to dosłownie, ponieważ wyrasta tam gdzie jeszcze przed chwilą go nie było. Wspomniałem już o nim kilkukrotnie, w tym że jest głównym bohaterem, i wypadałoby w końcu napisać o nim trochę szerzej. Problem jest taki, że nie wiem jak „ugryźć” temat, nic nie spoilerując. Architektura w tym Mieście (bo jest to jak najbardziej prawdziwe miasto, nie tylko z nazwy. Wspominam o tym, bo po Dukaju można się spodziewać wiele) jest nieludzka, czasem łamie wręcz prawa fizyki. Im dalej Zuzanna w nie wchodzi, tym więcej nasuwa jej się pytań, tymczasowo bez odpowiedzi. Tajemnica goni tajemnicę, nie ma też widoków na szybkie zaspokojenie ciekawości.
Całe uniwersum, choć tylko lekko zarysowane, jest ciekawe i powoduje prawie natychmiastową immersję, jednak, to właśnie Miasto i jego koncept wysuwa się na pierwszy plan. Zostało mi w głowie na długo po skończeniu książki i zdarza mi się dalej czasem spacerować po nim przed snem. Chyba największym jego plusem jest to, że jest pojemne koncepcyjnie. Cokolwiek sobie wymyślicie, możecie spokojnie w nim umieścić.
Na początku wspomniałem, że historia zyskuje poprzez swój rozmiar. Dzieje się tak właśnie z powodu tego, że cały koncept przerasta fabułę. Jest jeszcze ogromna ilość miejsca na własne domysły i dobudowywanie części świata, również po skończonej lekturze. W książce mamy tylko zarys świata, z cyklu „zestaw małego marzyciela”.
8.4/poe
Na koniec jeszcze dwa cytaty, które świetnie oddają styl Dukaja:

Ooo, a bo to nie wiesz – tylko czekają, żeby się ujawnił.
– Niby kto czeka?
Malena teatralnie ściszyła głos. – Oni.
– Zdecydowanie powinnaś się już urodzić.

What the fuck…? Podobnie jak wyrazy szczęścia, skruchy i wdzięczności, także ekspresja szoku przychodzi najłatwiej w formach zrytualizowanych przez hollywoodzkie kreacje, i miłość bez wstydu wyznaje się jedynie po angielsku; tylko najbardziej miałkie słowa przechodzą przez ściśnięte gardło.

Dawid Kain – Za pięć rewolta

Dziś ocena książki z niedawno zakończonego, horrorowego, pakietu Bookrage, czyli Za pięć rewolta Dawida Kaina. Miał być Lem i Szortal, ale chyba nie dziwi już nikogo zmiana. Lem przeczytany, zbieram się do oceny, szortal dalej się czyta.

Ta niedługa, bo licząca nieco ponad sto sześćdziesiąt stron, historia dzieje się w świecie na pozór podobnym do naszego. Różni się on jednak tym, że jest dużo bardziej ponury. Występuję dwie klasy społeczne, ludzie bardzo bogaci i bardzo biedni. Świat jest mroczny i, niestety, nieco przerysowany. Wydarzenia, które są w nim codziennością są mało prawdopodobne i nierealistyczne. Mimo, że taki zabieg pomógł zbudować brudny i przejmujący klimat, to jednak lekkie stonowanie wyszłoby mu na dobre.
Świat ten poznajemy oczami dwóch bohaterów. Sławka, który, razem ze swoją dziewczyną Alicją, ledwo wiążą koniec z końcem i zajmują się poniżającymi pracami (a podobno żadna praca nie hańbi) i Tomka, który wymyśla wiadomości dla gazety, pławi się w luksusach i uwielbieniu kobiet. Wszystko się zmienia, kiedy Sławek spotka grupę osób podobnych do siebie. Obie narracje są bardzo różne od siebie. Sławek często monologuje pesymistycznie, za to Tomek nie przejmuje się niczym, w tym również ortografią, pisze wszystkie wyrazy, np. po kropce lub imiona, z małej litery. Jego styl wypowiedzi jest też bardzo niedbały i zapewne budzi różne odczucia u czytelników, dla mnie jednak był ciekawym powiewem świeżości. Być może męczyłoby mnie to przy dłuższej książce, jednak tutaj tego odczucia nie miałem. Styl jest na tyle ciekawy , że czytałbym z ciekawością napisane nim np. opisy restauracji dla koprofagów (sprawdzacie co to na własną odpowiedzialność) lub współżycia ze zwierzętami. Wiecie co? Faktycznie było mi to dane, ponieważ takie opisy w książce występują (no, współżycie ze zwierzętami jest tylko wspomniane) i sprawia to , że nie polecam czytać przy/przed/po jedzeniu.
Ciężko mi ocenić tę książkę. Język i fabuła na pewno ją wyróżnia, jednak nie każdemu musi odpowiadać, niektórych może wręcz odrzucić. Jest niestandardowa, świeża, intrygująca, miejscami obrzydzająca, ale przy tym dalej ciekawa. Zakończenie też muszę zaliczyć na plus. Niestety, horroru, poza konstrukcją świata, za dużo w niej nie uświadczymy. Jeżeli ją posiadacie (sprzedaż w Bookrage już się zakończyła, nie wiem czy można kupić ją gdzie indziej), to dajcie jej szanse. 7.4/poe

Na koniec jeszcze, już tak na marginesie, muszę pochwalić nowy styl okładek z Bookrage, jest dużo ciekawszy i lepszy niż dotychczas.

Anna Kańtoch – Miasto w Zieleni i Błękicie

Zanim przejdziemy do wstępu właściwego. Ta ocena powstawała długo, z różnych powodów. Książkę przeczytałem jakieś 3 tygodnie temu i miałem nadzieję, że pierwszy raz wyprzedzę termin podany na stronie „Co teraz czytam”. Nie udało się. Bardzo długo zbierałem się do napisanie poniższych akapitów, już po napisaniu plik leżakował trochę na moim dysku. Od dłuższego czasu zapowiadam też ocenę szortalu na wynos i ocena ta pojawi się, jednak nie będzie dotyczyć dwóch, a trzech numerów, poprzedzi ją też zapewne ocena Coś na progu #10 (jeżeli w końcu się ukaże) i książki którą aktualnie czytam. Ok, koniec ogłoszeń parafialnych, przejdźmy do właściwego wstępu.
Poprzedni raz miałem styczność z Anną Kańtoch przy okazji antologii opowiadań nominowanych do nagrody Janusza A. Zajdla. Jej dwa opowiadania tam zamieszczone zrobiły na mnie duże wrażenie, jedno z nich wygrało. Tutaj moja ocena opowiadań . Dlatego z tym większą ochotą i oczekiwaniami zabrałem się do lektury Miasta w Zieleni i Błękicie, która była sprzedawana w jednym z poprzednich pakietów bookrage ,a jest jej powieściowym debiutem.
Powieść reklamowana jest jako przygoda czarownicy w nieprzyjaznym świecie, z obecną w tle tajemnicą. Tutaj niby wszystko się zgadza, mamy czarownicę, mamy też i zagadkę. Jednak cała reszta, składająca się na fabułę i kreację świata, już taka oczywista nie jest.
Książka zaczyna się opisem wycieczki po ruinach starożytnego miasta. Później dowiadujemy się, że to Miasto Snów, stworzone ongi przez lud Neahelitów, parający się między innymi magią. Został on jednak najechany przez wrogi lud z kontynentu. Od tej pory na wyspie, która jest miejscem opowiadania, widać wyraźny podział na Północ, gdzie żyją niedobitki starożytnego ludu i Południe, zdominowaną przez najeźdźców. Magia została jednak prawie całkowicie wypleniona, ponieważ nowi władcy wyspy są chrześcijanami, a do tego magowie byli niebezpiecznymi przeciwnikami. Ostało się więc tylko kilka enklaw magów. Do jednej z nich trafia nasza bohaterka. Interesujący jest sposób naboru do takich miejsc, bowiem najpierw trzeba… umrzeć, następnie zostać wybranym przez boga magii i wskrzeszonym. Tego zaszczytu dostąpiła też Melisandra, jednak nikt z tego powodu za bardzo się nie cieszy. Pozostali magowie czują do niej niechęć, ponieważ jest nie pełnej krwi Neahelitką, jej krajanie dlatego , że złamała przykazania i zbratała się z magami, ona sama w końcu dlatego , że nie jest typem osoby, która chce i umie się podporządkować, w enklawie zaś nie tylko wymagana jest dyscyplina, ale i przestrzeganie starych Neahelickich tradycji. Sama Melisandra nie jest też postacią którą da się bezwarunkowo lubić. Jest krnąbrna, lubi działać na przekór i nie umie się podporządkować zasadom.
Szybko, jeżeli chodzi o umiejscowienie w fabule, nadchodzi moment kiedy młoda czarodziejka może opuścić szkołę. Wraca do rodzinnego miasta i tu napotyka, już wcześniej wspomnianą, zagadkę, jak również mniej lub bardziej ważne postacie drugoplanowe. Pewien ubogi szlachcic zostaje zamordowany, a jego pamięć wymazana. Wszystko wskazuje na maga, więc nadchodzą dla nich ciężkie czasy. Tym bardziej, że to nie ostatnie słowo sprawcy. Obserwujemy w tym momencie też życie towarzyskie elit miasta, rozterki rodzinne etc. Cała opowieść umiejscowiona jest w na początku ekspansji kolei żelaznych, są też szlachcice, konwenanse etc.
Z tokiem fabuły tajemnic jest coraz więcej, a rozwiązanie jakie zaproponowała nam autorka nie przekonało mnie do końca. Kilka pobocznych wątków, mających pewien potencjał, nie zostało do końca wykorzystanych. Jednak książka ma też kilka niewątpliwych plusów. Opisy są wyważone i dość plastyczne, język, mimo że prosty, ma pewien urok i historia potrafi zaciekawić, kolokwialnie pisząc wciągnąć. Dość ciekawa jest też koncepcja funkcjonowania zaświatów, w których egzystują istoty (demony), których kształtuje wiara ludzka. Jedno stworzenia może być np. bogiem, ale, kiedy ów bóg zostaje zapomniany, może przekształcić się w np. świętego opiekującego się czytelnikami książek fantasy. Czytałem opinie innych czytelników, że ta powieść ich wymęczyła, ja nie podzielam tego odczucia. Było odwrotnie, opowieść mnie w jakiś sposób przyciągała i czytało mi się ją zdecydowanie lepiej niż inne prace, czytane przeze mnie w tym okresie.
Miasto w Zieleni i Błękicie nie jest książką dla każdego. Dla osób takich jak ja, spodziewających się wiele na podstawie późniejszych prac autorki, może być pewnym rozczarowaniem. Również miłośnicy akcji, czy głębi mogą nie być do końca zadowoleni, nawet fani zagadek i tajemnic w paru miejscach fabuły będą kręcić nosem. Książka ta, jednak nadaje się wcale nieźle dla kogoś kto nie ma sprecyzowanych wymagań, a tym bardziej wybujałych przez późniejsze dokonania Kańtoch. Czyta się ją dobrze i to stanowi jej największy atut. Jednak nie jest to atut niezaprzeczalny, jako że wspominałem już o opiniach przeciwnych. Ja jednak wystawiam jej 6.6/poe i z całą pewnością, ale już trochę ostrożniej, przeczytam inne książki spod tego samego pióra. Tym bardziej, że już jedna z nich czeka na mojej półce ( i na czytniku).

Pytanie

Wczoraj (23.10), zanotowałem dosyć dużo wejść na blog z facebooka. Nie wiem czym jest to spowodowane, a jestem ciekawy. Stąd też moja prośba: jeżeli wiecie na jakim profilu na facebooku ostatnio linkowali do tego bloga, dajcie mi, proszę, znać. Można to zrobić w komentarzu, wysłać mi maila (adres na stronie „O blogu”) lub w komentarzach tutaj

Qfant #27

Dziś przedstawię wam ocenę kolejnego, 27., nr. Qfant. Co prawda najpierw miała pojawić się ocena Szortalu na Wynos, ale plany uległy zmianie. Bez obaw, mam dwa numery przeczytane i ocena powstanie. Wracając do Qfant #27 to moja opinia pojawia się tak późno po publikacji bo… przegapiłem ten numer. Po prostu. Ok, bez dalszych wstępów, przejdźmy do opowiadań zamieszczonych w tym numerze, gdyż artykułów Qfantu, programowo, nie czytam. Kiedyś popełniłem ten błąd, ale to już więcej się nie powtórzy.

Antoś – Marta Jakubek

Bohater tytułowy opowiadania, Antoś, jest nieustraszonym dzieckiem. Przyszło żyć mu w trudnych czasach, co jednak tylko uwydatnia jego męstwo. Jego uczynki są interesująco opisane, na pewno pomagają w tym plastyczne, wiarygodne, opisy. Chociaż nie wiem czy w świetle niektórych wydarzeń fabularnych, słowo „wiarygodne” jest właściwe. Nie wykluczone jednak, że fakt że właśnie to słowo przyszło mi na myśl, biorąc również pod uwagę fantastyczne elementy fabuły, jest dużym komplementem dla opisów. Niestety, nie mogę znaleźć podobnego komplementu dla fabuły. Za to z łatwością znajduję określenia negatywne. Ograniczę się do przytoczenia tylko kilku: fabuła, w miarę jak się rozwija (chociaż raczej „posuwa do przodu”, bo nie rozwija się za bardzo) staje się coraz bardziej  infantylna. Jest to niezwykle drażniące. Nie jest też, w przeciwieństwie do wspomnianych opisów, wiarygodna. Próbuje też poruszać, skądinąd ważne, pewne wrażliwe tematy, i zupełnie jej to nie wychodzi. Robi to w niedojrzały sposób. Podsumowując, warsztat, opisy na plus, fabuła na duży minus. Autorka ma potencjał, ale na dobre jej wyjdzie, jeżeli skupi bardziej dopieści fabułę, w kolejnych pracach.  3/6

 

Narodziny – Kamil Madejski

To, debiutanckie, opowiadanie ma akcję umieszczoną w przyszłości. Niewesołej przyszłości, gdzie płodność bardzo spadła, a ZUS namawia emerytów na darmową eutanazję. W tym świecie autor umiejscowił historię o rodzicielskiej miłości, o zaklętym kręgu  życia, o nadziei i poświęceniu. Bardzo dobrą historię, trzeba dodać. Udało jej się poruszyć mnie, a nie jest to łatwe. Co prawda samo pióro jest raczej przeciętne, ale umiejętność kreacji fabuły bardzo dobra (czyli odwrotnie niż w opowiadaniu Jakubek), na tyle, że zaskoczyło mnie kiedy przeczytałem, że to opowiadanie debiutanckie. 4 z małym +/6

 

Cumulus Mortem – Jan Maszczyszyn

Krótki opis fabuły.. hmm… którego jej fragmentu nie opiszę, to i tak mi nie uwierzycie. No ale spróbujmy: coś na kształt ogromnych krowich skór spadających z nieba, poruszających się i zabijających ludzi? Jeszcze większe chmury, również niosące śmierć? Setki tysięcy (miliony?) martwych lub sparaliżowanych ofiar? Dwie osoby, pozbawione górnych części ciała, połączone miednicami i biegające jak parodia konia? To, i znacznie, znacznie więcej, składa się na porządną groteskę. Jak być może wiece, lubię groteskę (przy okazji: pewnie już w przyszłym roku pojawią się dwie oceny antologii bizzaro), jednak tutaj stężenie dziwności osiąga zdecydowanie zbyt wysoki poziom. Pominę nawet, momentami, niesmaczne opisy, bo do tego już się w sumie przyzwyczaiłem. Nie tylko sama oś fabuły jest dziwna, ale jeszcze ciekawa, ale poszczególne sceny momentami pozostawiają tylko mętlik w głowie (i zaskoczenie na twarzy). Nie wiem czy bardziej mnie szokują, zniesmaczają, dziwą czy każą wątpić w poczytalność autora. Najciekawsze jest jednak to, że to nie jest jednoznaczna wada. Dodaje to kolorytu opowiadaniu i bardzo dobrze, że znalazło się ono w numerze. Fabule jednak udaję się również, mimo dość niecodziennych środków, opowiedzieć o ciekawych zagadnieniach. Przytoczę tylko jedno: na ile ludzka rasa jest zdolna się upodlić, żeby przetrwać? Między innymi po odpowiedź na to pytanie (a może raczej przyczynek do dyskusji) zapraszam was do lektury tego opowiadania. Może wam się nie spodobać, jednak na pewno nie zostawi was obojętnych. 3+/6

 

Za dwie dwunasta – Krzysztof Wroński

To ciekawie napisane opowiadanie, przybliża nam historię pewnego starca. Jak się pewnie domyślacie, nie był on typowym staruszkiem, był byłym marynarzem (cała opowieść dzieje się na wybrzeżu i widać zamiłowanie autora do tego regionu) który po każdym sztormie znosi śmieci, wyrzucone na brzeg przez morze,  do domu. Jaką więc tajemnicę skrywa jego mieszkanie, jaka jest jego historia, co się za tym wszystkim kryje? Niestety, nie dostajemy wszystkich odpowiedzi. Część z nich jest wytłumaczona dość jasno, część poszlakowo, a część, mam wrażenie, że wcale. Po skończonej lekturze, dalej nie jestem w stanie połączyć wszystkich nici. Może to wina, lub celowy zabieg, fabuły, a może, co wcale nie jest mniej prawdopodobne, moja. Jak już wspomniałem opowiadanie jest silnie związane z miejscem gdzie została osadzona fabuła. Ja jednak osobiście nie przepadam za morzem, ani Bałtykiem, ani żadnym innym, więc to dla mnie minus, mimo że widać dobre rozeznanie autora w realiach.  Opowiadanie które zapowiadało się ciekawie, jednak przez niedopowiedzenia i miejsce akcji, które nie przypadło mi do gustu, nie mogę ocenić go wyżej niż na 3+/6

 

Judaszowe Plemię – Marcin Zwoleń

W prologu ukazana jest rozmowa Jezusa z Judaszem. Następnie przenosimy się w czasy nam współczesne, gdzie poznajemy Jack’a Hardy’ego (przepraszam jeżeli popełniłem tu jakiś błąd w zapisie), ogromnie utalentowanego iluzjonistę, o tajemniczej przeszłości. Jesteśmy świadkami kilku jego pokazów, jak również i tego jak zdobywa uwielbienie tłumów. Cały twist fabularny jest dość łatwy do przewidzenia. Odniosłem również wrażenie, że postaci Jack’a brakuje głębi i że została pokazana dość stereotypowo. Potencjał był, chociaż sam zamysł z pewnością nie jest oryginalny, jednak nie wykorzystany. Od strony warsztatowej nie mogę opowiadaniu nic zarzucić. Jest napisane sprawnie i dobrze się czyta. 3+/6

 

Dość wyrównany, i nie najgorszy, numer. „Narodziny” Madejskiego zdecydowanie się wyróżniły.
Zapraszam do komentowania i śledzenia przyszłych oceń, kolejna: Miasto w zieleni i błękicie, Anny Kańtoch.

Archipelag Gułag – Aleksander Sołżenicyn. Cytaty; część 2.- Aresztowanie c.d.

Równy miesiąc od ostatniego postu, pojawia się druga część cytatów z Archipelagu Gułag. Czytanie idzie mi bardzo opornie, przeplatam lekturę Archipelagu Szortalem na wynos (ocena niedługo).
Przed lekturą najbardziej ciekawił mnie opis życia w gułagu. Niestety, dalej do niego nie dotarłem. Mimo, że lektura obfituje w ciekawostki, niektórymi z nich zaraz się z wami podzielę, jednak jest dość nużąca. Jednak jestem bardziej przekonany do beletrystyki (chociaż niektóre opisane sytuacje są, dla współczesnego człowieka, tak niewiarygodne, że łatwo zapomnieć, że to literatura faktu).
Przejdźmy jednak do cytatów.
Przedstawię wam drugą (i nie ostatnią) część cytatów dotyczących aresztowań.

Dość jednego studenckiego donosu (ta kombinacja słowna od dawna już nie brzmi dziwacznie), ze lektor na uczelni cytuje przeważnie Lenina i Marksa, a Stalina nie cytuje – i lektor na następnym wykładzie już się nie pojawia. A co, jeśli w ogóle nie cytuje?…

Sześciu geologów (grupa Kotowicza) „za umyślne ukrycie złóż cyny (! – to znaczy, za nieodkrycie ich!) w nadziei na przyjście Niemców” (donos) – 58 § 7, po 10 lat!

Na odcinku dozorowanym przez pewnego technika–elektryka zerwał się przewód wysokiego napięcia. 58 § 7, 20 lat;

Pewien hydraulik wyłączał w swoim pokoju głośnik za każdym razem, kiedy nadawane były nieskończenie długie listy hołdownicze do Stalina.Sąsiad doniósł (o, gdzie jest teraz ten sąsiad?). – Wyrok: element socjalnie niebezpieczny, 8 lat

Przyjechał na pole sekretarz rajkomu, żeby przyśpieszyć trochę orkę i zapytał go stary chłop, czy aby sekretarz wie, że przez całe siedem lat kołchoźnicy za swoje dniówki nie dostali ani szczypty ziarna, tylko słomę, a tej też niewiele. Za to pytanie dziadek dostał ASA [Anty Sowiecka Agitacja], 10 lat;


Inny był los pewnego chłopa z sześciorgiem dzieci. Przez te właśnie sześć gąb nasz chłop się nie szczędził, pracował dla kołchozu, wciąż miał nadzieję, że coś sobie wykołacze. I rzeczywiście, dano mu w końcu – order. Wręczano go na zebraniu, – były przemówienia. W swojej odpowiedzi rozczulony chłop powiedział: „Ech, zamiast tego orderu to by mi się lepiej z pudzik mąki przydał! A może by jednak?…” Wilczym śmiechem zaniosło się całe zebranie i ze swoimi sześcioma gębami poszedł nowo odznaczony na zesłanie.

Czy możemy to wszystko uogólnić i wyciągnąć wspólny wniosek – że wsadzano niewinnych? Ale zapomnieliśmy powiedzieć, że samo pojęcie winy skasowane zostało jeszcze w zaraniu proletariackiej rewolucji, a w początkach lat 30., uznane za atrybut prawicowego oportunizmu. Tak że nie możemy teraz spekulować na tych przestarzałych pojęciach – winy i niewinności.

[Nie daję głowy za prawdziwość sytuacji opisanej poniżej, ja to tutaj tylko cytuję].

W 1941 Niemcy tak szybko i raptownie otoczyli i odcięli miasto Taganrog, że na stacji w towarowych wagonach została masa więźniów, których miano ewakuować. Co tu robić? Nie można ich przecież puścić samopas. Nie można też oddać Niemcom. Przywieziono więc cysterny z ropą naftową, polano nią wagony i podpalono je. Wszyscy spłonęli żywcem.

Hiszpańskich dzieci, tych samych, które przywieziono do ZSSR podczas wojny domowej w Hiszpanii. Podrastały już po drugiej wojnie światowej. Choć wychowane w naszych internatach, bardzo źle jednak aklimatyzowały się w naszym życiu. Wiele z nich chciało wracać „do domu”. Dawano im także 7–35, jako społecznie niebezpiecznym, szczególnie zaś upartym 58–6, szpiegostwo na rzecz… Ameryki.

Razem z nimi zagarnięto około miliona uchodźców z terenów podległych władzy sowieckiej – cywilów różnego wieku i obojga płci, którym udało się szczęśliwie ukryć na terytorium sojuszniczym po to, by w 1946–47 władze alianckie mogły zdradziecko wydać ich w sowieckie ręce.

Wcale niemały potok aresztowanych spowodował nowy Dekret o Zdradzie tajemnicy państwowej (a za tajemnicę uchodziły: zbiory w powiecie; każda statystyka epidemiologiczna; co produkuje dany dział czy fabryczka; koordynaty lotniska cywilnego; marszruty komunikacji miejskiej; nazwisko więźnia, siedzącego w obozie). Na mocy tego dekretu dostawało się 15 lat.

Archipelag Gułag – Aleksander Sołżenicyn. Cytaty; część 1. – Aresztowanie.

Jestem w trakcie lektury Archipelagu Gułag, Aleksandra Sołżenicyna. Jest to książka historyczna, opowiadająca o sowieckim systemie obozowym, zwanym gułagiem. Lektura jest miejscami wstrząsająca i nie czuję się kompetentny jej oceniać, tym bardziej że jestem dopiero w trakcie pierwszego tomu trylogii. Pozwolę zamiast tego mówić treści za siebie, czyli opublikuję serię cytatów i tylko czasami dopiszę jakiś komentarz, czy szerszy kontekst. Większość cytatów pozwolę sobie jednak zostawić bez komentarza. Zaznaczam też, że prezentowane cytaty to tylko wierzchołek góry lodowej. Wszystkich zainteresowanych tematyką, zachęcam do zapoznania się z książką. Dziś część pierwsza, obejmująca głównie tematykę aresztowań, czyli jak, kogo i za co aresztowano.

Wszechświat ma właśnie tyle punktów centralnych, ile w nim żywych istot. Każdy z nas – jest osią świata i świat rozpada się na kawałki, gdy człowiek słyszy syknięcie: „Jesteście aresztowani!”.

 

Przy aresztowaniu maszynisty kolejowego Inoszyna, stała w pokoju trumienka z jego dopiero co zmarłym dzieckiem. Stróże prawa wyrzucili dziecko z trumny, tam też szukali.

Podczas przeszukania nie było świętości. Aresztujący szukali po prostu „wszystkiego co nie było schowane”.

 

[…] zostajesz aresztowany przez montera, który przyszedł sprawdzić licznik; aresztuje cię rowerzysta, który potrącił cię na ulicy: konduktor w pociągu, kierowca taksówki, rachmistrz kasy oszczędności i bileter w kinie

Na początku fali aresztowań, aresztujący mieli jeszcze czas i chęci na polot i fantazję. Później jednak aresztowań było za dużo, na takie „zabawy”.

 

„każdy uczciwy człowiek powinien pójść w końcu do więzienia. Teraz siedzi tatuś, a jak dorosnę, to mnie też wsadzą”. (Wsadzili go, gdy miał 23 lata).

Świadomość obywatelskiego obowiązku u tego dziecka, była godna podziwu.

 

Decyzją Rady Obrony z 15 lutego 1919 roku – zapewne pod przewodnictwem Lenina? – zalecało się Czerezwyczajce i NKWD brać jako zakładników chłopów z tych miejscowości – gdzie zaśnieżone tory kolejowe oczyszczane są „niezupełnie zadawalająco” z tym, że „jeśli śnieg z torów nie zostanie usunięty – zakładnicy będą rozstrzelalani”

 

Latem 1921 roku wyaresztowany został społeczny Komitet Pomocy Głodującym (Kuskowa, Prokopowicz, Kiszkin i in.), próbujący powstrzymać szerzenie się w Rosji niebywałego głodu.

Tylko władza ludu ma monopol na pomaganie.  Zresztą, każdy powód do aresztowana był dobry.

 

Niejaki Mowa przechowywał u siebie spis wszystkich byłych pracowników aparatu sprawiedliwości pewnej guberni. W 1925 roku znaleziono ten spis przypadkowo – i wszystkich wymienionych w nim rozstrzelano.

Np.  pracowanie w aparacie sprawiedliwości przed rewolucją.
„Wierzę, że osobiście jest pan zupełnie niewinny. Ale jako wykształcony człowiek powinien pan przecież rozumieć, że prowadzona była szeroka, zapobiegawcza akcja społeczna!”

Albo tzw. „profilaktyka społeczna”.

 

Typowy przykład tej samej fali: kilkudziesięciu młodych ludzi urządza sobie jakieś wieczorki muzyczne – nie uzgodnione z GPU. Słuchają muzyki, później piją herbatę: pieniądze na tę herbatę, jakieś kopiejki, zbierają sami składkowym sposobem, też tego z nikim nie uzgadniając jasne że muzyka to tylko parawan, za którym kryją się kontrrewolucyjne nastroje, składki zaś zbierane są nie na żadną herbatę, tylko na pomoc dla zdychającej burżuazji międzynarodowej. Będą więc wszyscy aresztowani, obrywają od trzech do dziesięciu lat (Anna Skaypnikowa – pięć), zaś podżegacze, uporczywie nie przyznający się: do winy (Iwan Nikołajewicz Wariencow i inni) zostają ROZSTRZELANI!

 

Dochodzi do zupełnej kontuzji: kobiety i mężczyźni siedzą w jednych celach i załatwiają się do jednego kibla – ale kto by tam zważał na takie drobnostki, oddajcie złoto, gady!

Funkcjonariusze nie piszą protokołów z przesłuchań, bo to papierek nikomu niepotrzebny, nikogo to nie interesuje, czy da się potem wysmażyć wyrok, czy nie, ważne jest tylko jedno: oddaj złoto, gadzie!

Podczas tzw. „gorączki złota” (kiedy to nie obywatele, a władza szukała złota u obywateli).

 

Szeroka wykładnia pozwala stwierdzić, że gdy więzień w obozie odmawia pójścia do pracy, bo jest głodny i opadł z sił – to dopuszcza się przestępstwa wystawienia na szwank władzy. Pociąga to za sobą – rozstrzelanie.

Spójrzmy na to szerzej: gdy naszym żołnierzom za pójście do niewoli (narażenie na szwank potęgi wojennej!) dawano zaledwie dziesięć lat odsiadki, to było to przejawem humanizmu, dochodzącego wręcz do bezprawia. Zgodnie ze stalinowskim kodeksem, wszyscy oni po powrocie do kraju powinni właściwie zostać rozstrzelani.

 

Albo inny jeszcze przykład szerokiej wykładni. Dobrze pamiętam pewne spotkanie w Butyrkach latem 1946 roku. Pewien Polak urodził się był we Lwowie, gdy miasto to wchodziło jeszcze w skład monarchii austro–węgierskiej. Aż do drugiej wojny światowej mieszkał w swoim mieście, w Polsce, po czym wyjechał do Austrii, tam był wzięty do wojska, tam go też aresztowali nasi w 1945 roku. Dostał dychę z artykułu 541 ukraińskiego wariantu kodeksu, to znaczy – za zdradę swojej ojczyzny UKRAINY! – bo przecież miasto Lwów w tym czasie, to był już ukraiński Lwów! I biedak ani rusz nie potrafił dowieść w czasie śledztwa – że wyjechał do Wiednia nie po to, aby zdradzać Ukrainę! No i tak psim swędem został już zdrajcą.

 

 

Szerokość wykładni polegała jeszcze na tym, – że wyroki dawano nie po prostu za szpiegostwo, lecz za PSz – Podejrzenie o Szpiegostwo. (Albo – NSz – Niedowiedzione Szpiegostwo, za co też leciała cała szpula!).

 

Jesienią zaś, kiedy wszyscy wierzyli święcie w powszechną wielką amnestię – w związku z dwudziestoleciem Października, figlarz Stalin dorzucił do kodeksu nowe, niesłychane dotąd terminy kar – 15 i 20 lat.

 

W istocie zaś chodziło w tych latach o osiągnięcie cyfry, zleconego limitu, dostarczenie ustalonego z góry kontyngentu [aresztowanych] . Każde miasto, rejon, jednostka wojskowa – otrzymywała plan, wyrażony w cyfrach – I miały wykonać go w terminie

 

wszyscy łotewscy strzelcy i Łotysze–czekiści  [zostali aresztowani] i, tak, jest Łotysze, akuszerzy rewolucji, stanowiący całkiem niedawno kościec i chlubę Czeki! I nawet ci komuniści z burżuazyjnej Łotwy, których w 1921 roku wymieniono, aby oszczędzić im odsiadywania straszliwych, dwu – i trzyletnich wyroków łotewskich.

 

Myślę, że tyle wystarczy w części pierwszej. Niedługo dokończenie cytatów z aresztowań i cytaty ze śledztwa. Na razie jednak zostawiam was z tym.

 

 

Dwa opowiadania nominowane do Zajdla 2012.

Jako mały bonus ocenię dwa opowiadania nominowane do Zajdla w 2013, w tym jedno zwycięskie. Z powodu remontu w domu, moja aktywność jest/będzie mniejsza, ale, za to jak już skończę, szykuję kolejne niespodzianki na blogu.

 

Robert M. Wegner – Jeszcze jeden bohater.

 

Jest, to moje pierwsze zetknięcie z autorem, mocno wychwalanej, serii Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Jest, to również opowiadanie które wygrało Zajdla 2013, moje oczekiwania były więc duże.

Opowiadanie wita nas opisem ponurego krajobrazu. Tutaj mam też pewien problem, opowiadanie, chociaż umiarkowanie długie, z powodu braku czasu, czytałem na przestrzeni wielu dni. Nie pamiętam więc dobrze początku, moje notatki też za bardzo mi nie pomagają, gdyż nie zrobiłem ich za wiele i nie pamiętam co mogę zdradzić, a co jest spoilerem. Oczywiście, w takiej sytuacji postaram się zdradzić jak najmniej. Jest to trudniejsza droga, o ile chce się cokolwiek napisać o opowiadaniu. Wracając do rzeczonego, to jesteśmy światkami wojny. Autor serwuje nam terminy, których przez długi czas nie rozumiemy. Podobny zabieg lubi wykorzystywać Dukaj, którego pracę nominowaną do Zajdla 2013 również ocenię, i jestem jego zwolennikiem. Opisy pola walki, jak zresztą i inne, są bardo plastyczne. Dialogi i sposób narracji nadają opowiadaniu bardzo ciekawy charakter, chociaż odniosłem wrażenie że bardziej na początku, później autor prowadzi bardziej tradycyjną narrację. To, jak również fabuła, powoduje, że momentami opowiadanie przypomina opis gry, ale nie poczytuję tego jako wadę. Opowiadanie napisane jest bardzo sprawnie, fabuła wciąga i zaskakuje. Jedyne czego mi brakowało, to może trochę większego zarysowania tła, chociaż ono się pojawia, jednak w nie zadawalającej mnie ilości. 4+/6

Opowiadanie sprawiło, że Opowieści z meekhańskiego pogranicza awansują na mojej liście do przeczytania.

Jacek Dukaj – Portret Nietoty

Jacek Dukaj, eh, Jacek Dukaj. Można by o nim napisać całe elaboraty, tomiszcza grubsze od Lodu, a i tak nie wyczerpałoby się tematu. Z drugiej strony wystarczy napisać tylko dwa słowa, żeby opisać jakość jego prac. Te dwa słowa to: Jacek Dukaj. Mam niezły problem z „ugryzieniem” tego opowiadania, nie spoilerując go przy tym. Przez to zabierałem się do napisania tej oceny niezwykle długo. W końcu zebrałem się w sobie, jednak postanowiłem również pójść na łatwiznę i.. zaspilerować fabułę, oczywiście odpowiednio oznaczając odpowiednie fragmenty.

Bohaterka opowiadania zostaje zaproszona na wernisaż, ma jednak duży dylemat, czy się na nim zjawić. Na początku nie mamy pojęcia o co ten cały krzyk, jednak, oczywiście, z tokiem fabuły coraz więcej rzeczy zaczyna się przed nami odkrywać. Więcej o fabule piszę w spoilerze. Opowiadanie naszpikowane jest, typowo Dukajowskim, słowotwórstwem i nadawaniem znanym pojęciom nowych znaczeń. Autor bawi się również formą opowiadania, np. wprowadzając nowy podrozdział w środku zdania. Momentami odnosi się wrażenie, że całe opowiadanie, to tak naprawdę tylko dialog z czytelnikiem (dialog, a nie monolog, w którym czytelnik nie odpowiada. Bo nie może, bo nie musi, bo nie chce, nie chce [to mała, i zapewne nieudolna, próba zastosowania stylu z opowiadania]).

 

Dochodzimy do momentu, kiedy trzeba by napisać coś o fabule. Nasuwa mi to skojarzenie z czasem, kiedy zaczynałem czytać Dukaja, i podniecony opowiadałem znajomym jakie świetne ma on pomysły na fabuły. Niestety, jest to też spoiler, więc, jeżeli masz zamiar zapoznać się z opowiadaniem, to nie czytaj następnego akapitu.

 

Artysta który zaprasza bohaterkę na wystawę jest jej byłym partnerem. Cała kuriozalność sytuacji polega na tym, że opiera on swoją sztukę na zmysłach nieznanych w naszym świecie (ale istniejących w świecie przedstawionym), nasza bohaterka jest za to kaleką, której kalectwo polega na tym, że nie odbiera ona tych zmysłów. Ma ona jednak możliwość, a raczej przymus, „emitowania” przez te zmysły, wszystkich swoich myśli i uczuć, nie wie, jednak co emituje, przez co nałogowo i wbrew własnej woli (czy aby na pewno?) praktykuje ona ekshibicjonizm emocjonalny. Artysta żerował na tych sygnałach i tworzył na ich podstawie swoją sztukę, przedstawiając m.in. niemożliwe do zaistnienia, w warunkach naturalnych, uczucia. Żeby było jeszcze ciekawiej nasza protagonistka zawodowo zajmuje się tłumaczeniem obcej literatury, z którą to nierozerwalnie związane są owe obce jej zmysły. Zaś sama końcówka zmusza do przemyśleń i jest dobrym ukoronowanie, tej jakże stymulującej fabuły. Aha i jeszcze mała ciekawostka, w opowiadaniu zawarty jest, napisany po Dukajowsku, opis.. robienia loda. Ciekawe jest też, to kto jest właścicielem „polerowanego berła”. Jeżeli opis fabuły was nie zachęcił do zapoznania się z pracą, to może temu się uda.

 

Koniec spoilerów

 

To kolejne opowiadania, w którym Dukaj pisze o sztuce. Mimo że nie za bardzo interesuję się tą dziedziną, to uważam, że to dobrze. Przemyślenia Dukaja są bardzo ciekawe i z całą pewnością stanowią, kolejny, atut jego prozy. Jak wspomniałem we wstępie, mógłbym pisać jeszcze długo, ale ani ja nie mam wystarczających kompetencji, ani wam nie będzie się chciało tego czytać. Dlatego zakończymy już tę ocenę, wystawiając 5-/6

Antologia opowiadań nominowanych do Zajdla 2013

Michał Cetnarowski – Cyberpunk

Na początku jesteśmy świadkami aukcji internetowej w przyszłości. Następnie śledzimy rutynowe poczynania bohaterki. Akcja dzieje się w odległej przyszłości, więc możemy zaobserwować zmiany jakie nastąpiły od naszych czasów. Internet (a raczej dwie jego odmiany, Usenet i Profinet) jeszcze bardziej niż dziś, zawładnął każdym aspektem życia. Nazwa opowiadania określa jego przynależność gatunkową, niestety nie mam porównania z innymi pracami z tego nurtu, gdyż nie jestem jego fanem. Nie wiem więc na ile świat przedstawiony jest typowy dla tego gatunku. Opowiadanie ciężko się czyta, obecne są m.in. notki z blogów i kawałek lekcji szkolnej o rozwoju sieci. Jako że nie orientuję się za bardzo w tym temacie, było, to dla mnie niezbyt zrozumiałe. Mamy też notkę o rozwoju człowieka i kultury „ponowoczesnej”. Cały czas też gdzieś przebija się motyw zbliżającej się asteroidy, która może uderzyć w ziemię. Miałem nadzieję, wręcz byłem przekonany, że motyw ten jest ważny, że zostanie rozwinięty w trakcie opowiadania, tym bardziej że opowiadanie pochodzi ze zbioru „Rok po końcu świata”. Czytałem jednak kolejne strony, a nic się nie działo. To nie tylko zmarnowany motyw i potencjał, ale coś więcej. Ja, jako czytelnik, czuję się oszukany. To tak jakby ktoś pokazał wam tort i powiedział „na wierzchu jest polewa z cyberpunku, ale wewnątrz kryje się, cudowne, nadzienie postapokaliptyczne”, a okazało by się ze wewnątrz jest.. no właśnie, co? Opowiadanie mogło być postapokaliptycznym cyberpunkiem, a jest przegadaną opowiastką o przewidywanych zmianach technologiczno-społecznych. Wizja ta nie jest ani szczególnie prawdopodobna ani tym bardziej ciekawa. Przed ostatni akapit sprawił, że serce zabiło mi mocniej. Miałem, uzasadnioną, nadzieję, że w ostatnim akapicie opowiadanie w moich oczach zyska co najmniej pół oceny. Niestety i tym razem się zawiodłem. Zakończeniu brakuje mocy, wstrząśnięcia czytelnikiem, które zostało zasugerowane akapit wcześniej. Jednym słowem: zmarnowany potencjał. Jeżeli czytacie moje opinie, to być może wiecie, że takich prac nie lubię najbardziej. Na początku czytało się całkiem dobrze, opowiadanie rozbudzało nadzieje, by na końcu ich nie zaspokoić. 3/6

Anna Kańtoch – Człowiek nieciągły

Na początku dostajemy opis pięknej dziewczyny. Później, jednak zaczyna się jazda bez trzymanki po krainie dziwności, niezwykłych pomysłów i wspaniałego języka. Bohater jest wyjątkowy, ma problem z „ciągłością”, on sam sprzed kilku dni, czy nawet minut, to całkiem inna osoba niż obecnie. Ten koncept został wykorzystany bardzo dobrze. Przed lekturą miałem duże obawy. Opowiadanie pochodzi z antologii „Pożądanie”, reklamowanej jako „Antologia opowiadań miłosnych, zmysłowych, erotycznych i dziwnych”. Chciałem zostawić to opowiadanie na później, bo opis ten podziałał na mnie niezwykle odpychająco, jedynie słowo „dziwnych” dawało małą iskierkę nadziei. Dodatkowo potęgował to fakt, że, musze przyznać to ze wstydem, nie czytałem wcześniej nic Kańtoch i nie wiedziałem czego się spodziewać. Jednak już po pierwszych stronach opowiadania poczułem przemożną chęć podzielenia się z autorką moimi pieniędzmi. Dobrze więc, że posiadam dwa jej ebooki z niedawno zakończonego pakietu bookrage. Tym razem o fabule napisałem mniej niż zwykle, gdyż jest ona zaskakujące i niezwykle trudno napisać cokolwiek o niej nie spoilerując. W trakcie lektury czeka nas kilka zaskoczeń, kiedy już myślimy że wszystko się unormowało nagle wyskakuje, jak diabeł z pudełka, coś nowego. Zakończenie zaś jest świetnym zwieńczeniem tego bardzo dobrego opowiadania. 5+/6

Errata: okazało się, że jednak czytałem wcześniej Kańtoch. Dokładnie „Duchy w maszynach” z antologii „Jeszcze nie zginęła”. Jednak opowiadanie kompletnie nie zapadło mi w pamięć. Mimo że zdobyło Zajda w 2010 roku, to nawet po przejrzeniu go nie wiem o czym było. Całkowita amnezja. Z tym opowiadaniem będzie jednak inaczej, bardzo zapada w pamięc.

 

Ann Kańtoch –  Okno Myszogrodu

Kolejne opowiadanie Kańtoch i kolejny problem z, choćby pobieżnym, zarysowaniem fabuły. Może napiszę coś o tle? Akcja dzieje się w Krakowie, głównie w dzielnicy biedy. Czas można by sprecyzować na podstawie podanych danych, ale, że nazwy fabryk za wiele mi nie mówią, więc poprzestańmy na tym, że dzieje się w przeszłości. To teraz o bohaterze i już z górki! Więc bohatera poznajemy w momencie kiedy wrzuca on ciało człowieka do rzeki. Dowiadujemy się też, że nie wychował się w dzielnicy biedy i wspomnienia lepszych czasów bardzo mu ciążą. To tyle jeżeli chodzi o fabułę. Trochę, dlatego że nie chcę, nawet przez przypadek, nic zaspoilerować, ale głownie z tego powodu, że skończyły mi się już notatki. Atmosfera opowiadania jest okropnie, potwornie, przeszywająco, dołująco, obezwładniająco smutna. Autorka mistrzowska oddała, za pomocą słów, beznadzieję i przytłoczenie codziennością. Może właśnie, dlatego, żeby trochę odreagować, ta ocena ma trochę głupkowaty wydźwięk, musicie mi wybaczyć. Napisać, że zakończenie idealnie pasuje do opowiadania i jest równie świetne, to nic nie napisać. Zachęcam każdego do zapoznania się z tym arcydziełem krótkiej formy, tym bardziej, że jest dostępne za darmo. 6/6

 

Paweł Majka – Grewolucja

To kolejne opowiadanie z gatunku cyberpunk. Akcja więc dzieje się w przyszłości, w której to ludzkość przeszła zmiany społeczne, spowodowane rozwojem technologicznym. Modyfikacje (nawet mózgu), są powszechne, a sieć odbiera się bezpośrednio przez mózg właśnie. Bohater jest skupiaczem, przedstawicielem cenionego zawodu, zrzeszającego  ludzi potrafiących skupić się nad pojedynczymi danymi w ich powodzi, jaką niesie ze sobą sieć przyszłości. Do biura, w którym pracuje przychodzi klientka i prosi o odnalezienie jej zagubionego syna. Oczywiście, nie da się uniknąć porównań do innego cyberpunkowego opowiadania z tego zbioru, czyli „Cyberpunku”. W jednym i drugim opowiadaniu sieć odgrywa wiodącą rolę. Tu, jednak podobieństwa się, na szczęście, kończą. W Grewolucji mamy nie tylko zarys zmian społeczno-technologicznych, ale również interesującą fabułę. Same zmiany też są zarysowane i wymyślone ciekawiej. W świecie opowiadania, osiągnięcia, questy itp. znane z gier, opanowały życie. Poderwiesz dziewczynę? Dostajesz exp. w kategorii „podrywacz”, i tak dalej. Jest to ciekawy koncept. Do tego całość wydaje się bardziej wiarygodna niż w „Cyberpunku”. Jednak znowu, podobnie jak w opowiadaniu Cetnarowskiego, zmarnowano potencjał na mocne i zapadające w pamięć zakończenie. Gdyby było one inne wystawiłbym zapewne 4+, a może nawet 5-, jednak w przypadku, kiedy jest ono jakie jest, wystawiam 4.

 

Piotr Mirski – Drobnoustroje

Opowiadanie zaczyna się sceną ukazującą parę przed snem. Następnie dowiadujemy się również, że kobieta jest w ciąży, a jej chłopak, aby zapewnić im utrzymanie, para się zawodami takimi jak publicysta-freelancer i copywriter-freelancer (zasugerowane jest również, że i po kulturoznawstwie można znaleźć pracę w zawodzie, dzięki czemu wiemy, że to na pewno fanastyka 😉 ). W opowiadaniu mamy dwa, pozornie niezwiązane ze sobą, wątki, miałem nawet podejrzenie że dzieją się one w różnych światach, tak duży jest dualizm fabuły i rozdźwięk między jej składnikami. Co jednak nie powinno być zaskoczeniem wątki te okazują się mieć punkty styczne. Za rozwiązanie akcji, które przyznam lekko mnie zaskoczyło, spodziewałem się czegoś innego, należy się opowiadaniu duży plus. Autor tworzy też ciekawe koncepty, za pomocą których porusza interesujące i, potencjalnie, ważne tematy. Jednak zdaje się tylko muskać ich powierzchnię, pokazując i skupiając się na tym co na wierzchu. 4-

 

Marcin Podlewski – Edmund po drugiej stronie lustra

Nie będę się pochylał nad fabułą, ponieważ jest ona tylko pretekstem do pokazania świata przedstawionego. Jest przewidywalna (może poza zakończeniem, chociaż, to też wykorzystywany wiele razy schemat), nic nie wnosząca, pretekstowa i wydaje się „pusta”. Za to świat jest ciekawszy. Otóż wszystko jest w nim na odwrót. Zło jest traktowane jak dobro, religią państwową jest satanizm, a kontakty międzyludzkie regulują statystyki. Nie wiadomo dokładnie jak ludzie je zdobywają, wiadomo za to, że można nimi płacić, nawet za morderstwo. W chwili kiedy kogoś zabijemy jego statystka odejmowana jest od naszej, jeżeli wylądujemy na minusie, to trafiamy do obozu i przerabiani jesteśmy na mydło.. Odważne i niepotrzebne nawiązanie. Jeżeli miało zaszokować, to nie osiągnęło zamierzonego celu. Zresztą, cały świat powinien być niby mroczny, a tego się w ogóle nie czuje. Brakuje też wyjaśnienia w jakim sposób doszło do powstania takiego państwa (świata?), gdyż mamy dowody, że to kolejny etap ewolucji rzeczywistości jaką znamy. Podsumowując, koncept świata może i ciekawy ale całkowicie niewykorzystany. Można by przedstawić go dużo lepiej, a przede wszystkim umiejscowić w nim jakąś ciekawą fabułę. Opowiadanie zdobyło główną nagrodę w konkursie literackim Nowej Fantastyki, moim zdaniem nie zasłużenie. Lepsze są m.im. „Drobnoustroje”, które w tym samym konkursie zdobyły tylko wyróżnienie. 3

 

Wojciech Szyda – Popiołun

Miejscem akcji jest miasto które zamieszkują ptakoludzie. Miasto to jest melancholijne i dekadenckie. Poznajemy je dzięki Feniksowi, mistrzowi zapasów w Lidze Śmierci. Jak sama nazwa wskazuje w walkach w niej tylko jeden ptakoczłowiek wychodzi żywy. Drugą bohaterką jest Szpulka, legendarna tancerka, obracająca się w koło swojej osi tak szybko, że nie widać nagości. Fabułę napędza wątek kryminalny. Niestety, opowiadanie nuży, a fabuła jest w większości przewidywalna. W pewnym momencie myślałem że jest metaforyczna, następnie jednak wszystko było ordynarnie podane na tacy. Co należy zaliczyć na plus, to przybliżenie początków miasta. 3+

 

 

Anna Kańtoch bez dwóch zdań napisała dwa najlepsze opowiadania w tym zbiorze. Bardzo różne od siebie, ale oba świetne. Jeżeli miałbym na kogoś głosować, to chyba na Okno Myszogrodu.

Zmiany na blogu

Wprowadziłem ostatnio kilka zmian na blogu. Oto one:

  • Oceny, czyli najważniejsza nowość. Po najechaniu na nie, rozwinie się menu z kategoriami, do których zostały przypisane poszczególne oceny. Po najechaniu na wybraną kategorię, rozwinie się kolejne menu z wszystkimi tekstami znajdującymi się w niej, zaś kliknięcie nazwy kategorii przeniesie was na stronę z wszystkimi wpisami z danej kategorii. Oczywiście, nowe posty będą dodawane do tego menu zaraz po publikacji. Zapraszam do wypróbowania tej nowości.

  • Strona „Co teraz czytam?” na górnej belce. Będę tam umieszczał informacje o tym co będzie tematem kolejnej oceny, wraz z przypuszczalną datą publikacji

  • Odnośnik do mojego tagu na  mirkoblogu

  • Możliwość subskrypcji bloga poprzez email.

  • Możliwość oceny każdego wpisu, umieszczona pod nim. Uwaga: by mieć możliwość oceniania i widzieć oceny innych, najprawdopodobniej, należy mieć wyłączonego adblocka

  • Zmieniona treść strony „O blogu”

Zapraszam do podzielenia się w komentarzach opinią na temat zmian.

Bram Stoker – Dracula – Czyli średniowieczna ofiara czarnego PRu

Dracula, kto nie słyszał o tym królu, chociaż tylko z tytułem hrabiego, wśród wampirów? Zanim jeszcze nastała moda na zmierzch, to on królował jako istota mroku i zła. Został, jak również jego główny antagonista Van Helsing, przerobiony przez popkulturę na chyba wszystkie możliwe sposoby. Postanowiłem więc przyjrzeć się klasycznej już książce, gdzie jego postać została wykreowana, czyli Draculi Brama Stokera z 1897 roku.

Dracula był wzorowany na postaci o takim samym przydomku, a raczej na jego czarnej legendzie. Wład III Palwonik (spotyka się też oryginalne imię Vlad) był zapewne jedną z pierwszych, a na pewno najsłynniejszą, osobą która ucierpiała z powodu czarnego PRu. W największym skrócie pisząc: Był hospodarzem wołoskim, bohaterem walk z Imperium Osmańskim, który, jednak naraził się kupcom z Siedmiogrodu, którzy, żeby móc go uwięzić wymyślili jego straszliwą legendę. Przedsięwzięcie zakończyło się całkowitym sukcesem, a zła sława Włada przeżyła go o całe stulecia. Zainteresowanych całością historii zapraszam m.in. na wikipedię http://pl.wikipedia.org/wiki/W%C5%82ad_Palownik

Na podstawie tej historii, po wymieszaniu jej z ludowymi legendami o wampirach, Stoker stworzył postać hrabiego Draculi. Bezwzględnego wampira, dysponującego straszliwymi mocami, ale również związanego licznymi ograniczeniami, wynikającymi z jego wampirzej natury.

Całość fabuły śledzimy za pomocą dzienników głównych bohaterów i ich listów, przesyłanych między sobą. Pierwsza, nadająca ton późniejszym wydarzeniom, część odbywa się w zamku Draculi. Angielski notariusz, Jonathan Harker, przybywa tam aby dopełnić formalności, Dracula bowiem zakupił posiadłość w Londynie. Od początku podejrzewa, że coś jest nie tak, ludzie którzy dowiedzieli się o celu jego podróży żegnają się znakiem krzyża z zabobonym lękiem. Sam hrabia również nie przyczynił się do rozwiania wątpliwości. Pomijając już jego powierzchowność, tworzącą na długie lata kanon wampirzego wyglądu (bladość, długie i ostre kły), nie przeszedł próby lustra, a do tego spotykał się z Harkerem tylko nocami. Nasz bohater odkrywa, że jest więźniem i, że jedyną jego perspektywą na przyszłość jest bycie dawcą krwi dla wampira. Znajduje się w matni psychozy i grozy.
W tym miejscu zwyczajowo zakończyłbym opis fabuły. Jednak, żeby dobrze oddać treść książki, muszę posłużyć się przykładami z dalszej części książki. Można potraktować, to jako spoilery, więc ci którzy jeszcze nie czytali tego klasyka, a chcą to zrobić i chcą być zaskakiwani, choć o tym napiszę później, mogą pominąć najbliższy akapit, chociaż stracą przez to wplątane między opis fabuły moje wrażenia.

Spoilery

Poznajemy też narzeczoną Harkera, Minę. Koresponduje ona ze swoją przyjaciółką Lucy, która po jakimś czasie zapada na dziwną chorobę. Opiekuje się nią jej przyjaciel dr John Seward. Nie radzi on sobie jednak i wzywa do pomocy swojego mentora z Amsterdamu, dr Abrahama Van Helsinga. To nazwisko pewnie dużej części z was już coś mówi. Jest on szeroko wykorzystywany przez popkulturę, jako nieustraszony łowca wampirów. W książce też pełni ważną rolę, jest nieoficjalnym przywódcą grupy polującej na wampira. Grupę tę dopełnia jeszcze Amerykanin Quincey Morris i oboje Harkerów (Mina, w między czasie, poślubia Jonathana). Początkowo sam Van Helsing nie jest pewny z czym mają do czynienia, jednak, kiedy już nabierze pewności zaczyna, nie łatwą, drogę do przekonania reszty, szczególnie dr Sewarda. Temu ostatniemu nie wystarczają nawet naoczne dowody i, dopiero kiedy już nie będzie miał innego wyboru, zaakceptuje niewygodną prawdę. Akcja więc przenosi się do Anglii.

Koniec spoilerów

Sama akcja nie jest zbyt dynamiczna, jednak przyciąga i „więzi”, uwagę czytelnika. Występuje syndrom „jeszcze jednego rozdziału”, tym silniejszy, że większość rozdziałów jest krótka. Te dziejące się poza zamkiem, na początku, wydają się nudne. Spowodowane jest tym, że w dzienniku z zamku pełno jest napięcia, a następne rozdziały są całkowicie go pozbawione. Później jednak pojawia się ono na nowo. Postacie są mocno zarysowane i są różnorodne.

Teraz czas na kilka ciekawostek, które dzisiejszy czytelnik możne znaleźć w książce. Związane są one z tym że jest to na wskroś XIX. wieczna książka.

Choć mamy bardzo nowoczesny dziewiętnasty wiek, to, o ile moje zmysły mnie nie oszukują, dawne stulecia miały – i wciąż jeszcze mają – moc, której nie jest w stanie pokonać zwykła „nowoczesność”
Widzimy tutaj, że autor, a przynajmniej bohater książki, w którego ustach autor umieścił te słowa, uważa wiek XIX. za nowoczesny. Za chwilę jednak pokażę wam jakże był to wiek różny od naszego

Choć we wrześniu skończę dwadzieścia lat, do dzisiaj nikt mi się nie oświadczył- przynajmniej tak naprawdę.
To może niektórych zdziwić. 20. lat i jeszcze nikt się jej nie oświadczył? W dzisiejszych czasach to norma. Raczej 20-sto latka z narzeczonym jest czymś rzadkim, chociaż nie zaskakującym. I ostatni cytat, ukazujący jednak że przed tymi zaręczynami wspólne relacje przyszłych małżonków były jakże różne od dzisiejszych.

Autorki piszące w „New Woman” na pewno kiedyś zaproponują, aby mężczyźni i kobiety, zanim się ze sobą zaręczą, mogli się nawzajem oglądać podczas snu.
Wizja ta weszła w życie, i to w stopniu większym niż autor przypuszczał. Na „oglądaniu podczas snu” się nie kończy 😉 Zaraz potem bohaterka spekuluje że w przyszłości to kobiety będą się oświadczać. Do tego jeszcze nie doszło, jednak od ukazania się książki minęło dopiero 117. lat, kto wie co przyniesie przyszłość?
Mamy więc „nowoczesny” XIX. wiek, gdzie 20-sto letnia kobieta powinna już być zaręczona, jednak przed zaręczynami, a zapewne i ślubem, nie widzi swojego przyszłego męża podczas snu. Przynajmniej taki obraz wyłania się z książki. Ciekawe czasy. Jeszcze dwie ciekawostki. W 9 numerze (1/2014) magazynu Coś na progu, mamy krótki przedruk wywiadu z Stokerem. Niestety, potencjał tego wywiadu jest ogromnie zmarnowany. Stoker napomina m.in. że Van Helsing jest wzorowany na prawdziwej postaci, jednak dziennikarz nie drąży tematu. Dowiadujemy się też np. tego że Stoker nie lubił agentów literackich i sam zajmował się jego funkcjami. Ciekawe co by powiedział na idee self publishing’u. W numerze 3. (lipiec-sierpień 2012) tego samego magazynu mamy za to niewykorzystany rozdział z Draculi. Jego fabuła ma miejsce między początkowymi wydarzeniami książki. Czytałem go 2 lata temu i jedyne co pamiętam to, że zaciekawił mnie samą powieścią (którą jednak przeczytałem dopiero po dwóch latach). Nie wnosi on jednak zbytnio do całości książki i usuniecie go z niej nie zmieniło jej odbioru. Jednak, jeżeli komuś książka się spodobała może się nim zainteresować właśnie w ramach ciekawostki.

Zbliżmy się jednak, w końcu, do oceny. Nie muszę powtarzać jak wiele ta powieść wniosła do popkultury. Ta sama popkultura odarła ją jednak z tajemnicy. Czytając ją niejednokrotnie wyobrażałem sobie jak, to było ją czytać niedługo po wydaniu, nie znając całego hype jaki zrobiła na punkcie wampirów. Jednak z czysto literackiego punktu nie ustrzegła się jednak, oczywiście, błędów. Bohaterowie zachowują się czasem nielogicznie, co, jednak posuwa fabułę do przodu. Wypowiedzi bohaterów, szczególnie Van Helsinga, momentami aż ociekają patetyzmem. Sama powieść mogła też potoczyć się w całkowicie innym, nieoczekiwanym, kierunku. Może to jednak tylko moje XXI. wieczne oczekiwania, które, niesprawiedliwie, przykładam do XIX. wiecznej książki. Na pewno mogę ją polecić wszystkim fanom horroru, nawet po tylu latach potrafi wywołać uczucie niepokoju. Fani wampirów, tych prawdziwych, a nie ze Zmierzchu, muszą ją posiadać. 7.2/poe

Qfant #26

Witam na blogu po długim okresie posuchy. Mniejsza o to jakie były tego powody, ważne że, powoli, wracam do ocen! Dziś zerkniemy do magazynu Qfant #26. Ocena tych opowiadań powstawała w bólach, również dosłownie ponieważ w trakcie pisania zatrułem się czymś, a przez to niezmiernie długo. Mam nadzieję że kolejne oceny będą powstawać szybciej.

Wyrok śmierci z innego wymiaru – Norbert Góra
Małe amerykańskie miasteczko. Pastor. Tajemnicze spotkanie z jeszcze bardziej tajemniczym przybyszem. Brzmi ciekawie? Dla niektórych zapewne tak, ja również zaliczam się do tego grona. Niestety, jak to już bywało w dużej ilości ocenianych przeze mnie prac, mimo że koncept jest ciekawy, to autor nie potrafił go udźwignąć i wykonanie jest najsłabszym elementem opowiadania. Opisy są momentami zbyt zawiłe, a przy tym naiwne. Pojawiają się, chyba już standartowo dla podobnych opowiadań, braki w logice. Moment kulminacyjny który z założeniu miał trzymać w napięciu nie spełnia swojego zadania. Najgorsze jest jednak to, że nie dostajemy odpowiedzi na najbardziej nurtujące nas pytanie. Wahałem się między 2+ a 3- i zdecydowałem się na tą drugą ocenę. Nie jest to praca tak zła, jak niektóre, które miałem nieprzyjemność czytać, jednak spokojnie możecie darować sobie jej lekturę. Chyba, że bardzo, ale to bardzo bardzo, zaciekawił was początkowy opis. Jednak bądźcie ostrzeżeni, że opowiadanie najprawdopodobniej was rozczaruje.

Filip Król – Rozmówki z Philem
Całość fabuły wyjaśniona jest w formie rozmów tytułowego Phila ze swoim znajomym i rodziną. Phil jest pisarzem, pisarzem, który wydaje się, że stracił więcej niż jedną klepkę. Jednak, im dalej się zagłębiamy w lekturę tym coraz więcej zaskoczeń nas czeka. Nie chcę spoilerować, więc, niestety, nic więcej nie mogę o tym napisać. No może jeszcze tylko to, że wykreowany świat jest bardzo ciekawy i masa szkiców koncepcji nadaje się do dalszego rozwinięcia. Szkiców, bo nic więcej nie dało się zmieścić w tak krótkiej formie. Wady? Są, dwie. Większość zjawisk dla czytelnika tajemniczych jest wyjaśniona zbyt nachalnie. Pisarz bardzo szczegółowo tłumaczy coś żonie, chociaż oczywiście, tak naprawdę czytelnikowi, mimo tego, że ona powinno doskonale o tym wiedzieć. Można było znaleźć subtelniejszy sposób przekazania tej wiedzy czytelnikowi. Druga wada jest już bardziej dyskusyjna. W dialogach pojawiają się pewne elementy eseistyki. Nie wiem, czy poglądy Phila są tożsame z poglądami autora, jednak mogą niektórych razić i wpływać na ich przyjemność płynącą z czytania. Jest to jednak bardzo ciekawe opowiadanie i z przyjemnością wystawiam mu ocenę 4.

Witold Lech- Wilcze Gardło
Historia opowiada o grupce studentów wybierających się pociągiem na Słowację. Główny bohater dostaje ostrzeżenie we śnie o wiszącym nad nim niebezpieczeństwie. Studenci przedstawieni są stereotypowo (co nie znaczy, że stereotyp ten nie jest w dużej mierze, niestety, prawdziwy. Wiem co piszę, sam byłem studentem 😉 ), a część scen prowadzi donikąd. Są one wplecione chyba tylko po to, żeby dać autorowi szansę pochwalenia się swoimi umiejętnościami. Szkoda jedynie, że umiejętności tych, na podstawie tego opowiadania, nie oceniam za wysoko. Jest to, co prawda debiut Lecha i chociaż nie jest on zbyt udany, to mogło wyjść dużo gorzej, jednak nie ma co się tym zadowalać. Największą wadą tego opowiadania jest peunta, a właściwe całkowity jej brak. Niby mamy jakiś punkt kulminacyjny, niby fabuła się rozwiązuje, ale tak naprawdę zakończenie nic nie wyjaśnia i nie wnosi do opowiadania. Równie dobrze mogło by go nie być. Więc albo koncept całości był taki od początku i znaczyłoby to, że był on niedopracowany i nietrafiony albo, z różnych powodów, zakończenie zmieniło swój wydźwięk w trakcie pisania tego opowiadania. Jakby nie było to rezultat jest niezadawalający. Wystawiam 2+ z uwagą, że autor jak najbardziej powinien próbować swoich sił dalej, tym razem jednak pierwszym na co musi zwrócić swoją uwagę to wymyślenie dobrego zakończenia.

Marcelina Lewandowska – Wylęgarnia
Bohaterką opowiadania jest kobieta nosząca w sobie dziecko szatana. Co może nieco dziwić jest z tego powodu bardzo szczęśliwa. Jeżeli miałbym określić jakoś świat przedstawiony, to nazwałbym go bajkowym światem rozpaczy, ohydy i bólu. Dość ciekawe zestawienie bajkowości, która kojarzy się jednoznacznie pozytywnie, z lovecraftowską bluźnierczością. Również zakończenie jest zadowalające. Nie jest to opowiadanie dla wszystkich, atmosfera jest momentami przytłaczająco ciężka i wręcz dusząca. Ci jednak którzy są wstanie przebrnąć przez to, lub po prostu lubią takie klimaty, powinni być zadowoleni z lektury. 3+
Adrian Turzański – Nieświęty
Historia przedstawia poczynania dwóch facetów, dziadka i wnuka. Nie są oni jednak zwykłymi ludźmi, być może w ogóle nie są ludźmi, mają różne moce i zdolności, a do tego są nieśmiertelni. Żeby jednak nie było za dobrze, to poluje na nich kościół. Teraz właśnie dochodzimy do momentu kiedy zmuszony jestem wymienić cały korowód wad ,mimo że opowiadanie jest wciągające i naprawdę wzbudza zaciekawienie w czytelniku, to niezwykle irytujące jest to, że tak naprawdę nie wiemy kim są protagoniści, skąd mają swoje zdolności, dlaczego kościół ich ściga. Narracja prowadzona jest z punktu widzenia obu bohaterów, jednak który bohater jest narratorem w danej chwili dowiadujemy się dopiero po jakimś czasie co utrudnia odbiór opowieści. Co do narracji jeszcze, to nie tylko narrator jest utrudnieniem w odbiorze, jest ona prowadzona w dziwny sposób. Przyznam się że nie wiem jak nazywa się ten rodzaj narracji, być może nie ma ona swojej własnej nazwy. Dziwność tej narracji polega na używaniu zwrotów typu „podszedłeś”, „czułeś się”, „uderzyłeś” itp. całość opowiadania ma narrację prowadzoną w ten sposób. Przypuszczam, że miało to spowodować, że czytelnik poczułby się bohaterem opowiadania. Na początku działa to nienajgorzej, jest ciekawe, jednak z kolejnymi stronami taka narracja zaczyna nużyć i irytować. Jeden z bohaterów wydaje się naiwny jak na swój wiek, przypominam że jest nieśmiertelny, więc jego wiek zapewne robi wrażenie, zapewne, bo tego też nie dowiemy się z opowiadania. Zakończenie również nie jest zbyt satysfakcjonujące. Mam duże problemy z oceną tego opowiadania. Pomimo tego, że wymieniłem tak dużo wad i tylko jedną zaletę, że opowiadanie wciąga, to jednak ta zaleta właśnie zrównoważyła dużą liczbę tych wad. Moje wrażenia po kilku dniach od przeczytania są raczej pozytywne. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że opowiadanie zawodzi na większości pól, ale jednak, z jakiegoś dziwnego powodu, jego czytanie jest przyjemne. Dlatego wystawiam mu ocenę aż 3-, to znaczy lekko poniżej średniej, ale i tak bardzo wysoko jak na ilość wad.

Agnieszka Żak – Zmęczenie
Opowiadanie Żak to kryminał, którego głównym bohaterem jest wypalony i zmęczony detektyw. Na lodowisku, pod lodem, znaleziono krew. Należy ona do zaginionego mężczyzny, nie ma jednak ciała, jak również motywu i sprawcy, i chęci bohatera do rozwiązania sprawy. Mamy więc tylko krew i tajemniczą dziewczynę z lodowiska. Opowiadanie umiejętnie buduje napięcie i wprowadza sceny które są przesiąknięte atmosferą grozy. Niestety, to co najważniejsze w tego typu opowiadaniach, czyli zakończenie, zawodzi. Jest to kolejne opowiadanie które czytało się dobrze i, które pozostawia pewien niesmak czy może raczej żal, że pewne elementy nie zostały dopracowane przez co opowiadanie nie ma takiego poziomu jak powinno. 3-

Jak widać jest to jeden z słabszych numerów. Jedno opowiadanie dostało 2+, trzy opowiadania 3-, jedno 3+ i jedno 4. Większość z tych opowiadań miało potencjał, którego jednak nie wykorzystało. Zachęcam jednak do zapoznania się samemu z tym numerem i zweryfikowania moich ocen.

Kolejną rzeczą jaką ocenię będzie najprawdopodobniej Bizzaro Bazar. Nie sądzę jednak żeby stało się to jeszcze w tym miesiącu. Ostatnio mam mało czasu na czytanie, a jeszcze mniej na pisanie ocen 😦